Relacja cz.2 – Przez granicę chińsko-koreańską

Nasz pociąg powoli przetaczał się przez most prowadzący do Korei Północnej. Wszyscy od razu wyciągnęli aparaty i migawki poszły w ruch. Różnicę między Chinami a KRLD było widać od razu. Po chinskiej stronie wieżowce i ciągły ruch, natomiast po koreanskiej puste nabrzeże, gdzie stało parę rozklekotanych łódek. Po chwili zobaczyliśmy jakiś niewielki plac budowy, ale raczej nikt nie rwał się do pracy. Robotnicy siedzieli w kuckach i patrzyli się na nasz pociąg. Wjeżdżaliśmy do zupełnie innego świata, który do tej pory był dla nas niedostępny. Spełniło się też moje marzenie, żeby na własne oczy zobaczyć KRLD. Byłem niesamowicie podekscytowany i nie mogłem się doczekać rozpoczęcia zwiedzania. Ale chyba nikt z nas nie spodziewał się tego, co będziemy oglądać. Tuż przy torach zobaczyliśmy niewielki park rozrywki oraz niewielkie figurki przedstawiające uśmiechnięte zwierzątka i tęcze. Był to dość surrealistyczny widok, który nas wszystkich zaskoczył. Kolega siedzący naprzeciwko ciągle pstrykał zdjęcia, ja natomiast filmowałem. Misie zostały po chwili zamienione przez krwistoczerwone plakaty propagandowe, a na peronie stacji w Sinijiu powitał nas portret pierwszego Przywódcy Korei Północnej – Kim Il-Sunga. Witamy w raju 🙂

IMG_2669

Naszym pierwszym przystankiem było niewielkie przygraniczne miasteczko Sinijiu. W 2011 roku wciąż niedostępne dla turystów, ale obecnie już jest otwarte i można nawet pojechać na jednodniową wycieczkę z Chin.  To właśnie tutaj sprawdzane są dokumenty oraz bagaże  wjeżdżających osób. Po zatrzymaniu się pociągu do naszego przedziału przyszedł koreański żołnierz, który miał przeprowadzić kontrolę. Przywitał się grzecznie po angielsku i poprosił o nasze dokumenty. W tym momencie turyści zdają swoje paszporty. Będą one do odebrania przy wyjeździe z kraju. Następnie poproszono nas o opuszczenie przedziału i celnik sprawdzał po kolei nasze bagaże zapraszając do środka właściciela. Pobierznie przeglądał zawartość toreb i wypytywał, czy nie wwozimy zabronionych materiałów. Chyba każdy w tym momencie troszeczkę czuł się poddenerowany i zadawał sobie pytanie, czy z moim bagażem wszystko w porządku? Przyszła kolej na mój plecak.

-„No sexy?” – pyta żołnierz

– „Uuuum what do you mean?”  – o co mu chodzi?

– „Sexy magazines?!” – ponawia pytanie

-„No no no, nothing sexy!” – uspokajam go i chyba uwierzył. I tak na wszelki wypadek „przeczyściłem” i zawartość swojego komputera, bo podobno czasem sprawdzają. Jeden kolega miał ze sobą jakiś magazyn, w którym były zdjęcia dziewczyn w bikini. Celnik z aprobatą pooglądał, ale nie skonfiskował kontrabandy. Pewnie już takie ma w kolekcji. Z mojej torby po kolei wyciągał elektronikę i uważnie się przyglądał. Komputer- ok, aparat – ok, dysk twardy – nie do końca ok… Pyta się co to za dysk i co na nim jest. Trochę speszony zaczynam tłumaczyć, że mam tam ważne dane. Miał zamiar mi go przetrzymać na granicy, ale w końcu odpuścił. Wziął tylko telefon do przechowania. Obecnie nie trzeba oddawać telefonu na granicy. Spisywany jest tylko model. W każdym razie, strażnik był uprzejmy i bardzo ciekawiło go skąd pochodzimy i co robimy. Poprosił naszego przewodnika, żeby następnym razem przywiózł mu jakieś książki do nauki angielskiego, bo nie ma dobrych materiałów. Przewodnik obiecał, że dorzuci mu też i flaszkę. Dla biur podróży dobre relacje ze strażnikami na granicy są kluczowe dla bezproblemowego przekraczania granicy. Panowie już się znają, bo widują się co parę tygodni. Zazwyczaj to ci sami strażnicy sprawdzają pociąg, więc spotkali się już nie raz. Przewodnicy czasem coś im dadzą w prezencie i strażnicy postarają się, żeby odprawa odbyła się szybko i bez zbędnych formalności. Mimo to, trzeba było być na baczności. Powiedziano nam, że w czasie postoju na peronie nie wolno robić zdjęć z pociągu. Kolega z Wielkiej Brytanii, mimo ostrzeżenia, strzelał fotki przechadzającym się żołnierzom. Ktoś go musiał wypatrzeć i po chwili do naszego przedziału wpadł żołnierz i poprosił o jego aparat. Zaczął przeglądać zdjęcia i usunął parę z nich. Na ostrzeżeniu się skończyło i aparat powędrował spowrotem do właściciela. Po sprawdzeniu naszych dokumentów i naszych toreb zostaliśmy poproszeni o wyjście na peron. Pod naszą nieobecność przeprowadzona miała być bardziej szczegółowa kontrola pociągu, która miała potrwać parę godzin.

IMG_2641

Niestety nie mogliśmy wyjść na zewnątrz dworca. Jednakże nic straconego, gdyż Koreańczycy pomyśleli o turystach i na terenie dworca znajduje się mały sklepik z pamiątkami oraz BAR! Najpierw udaliśmy się do sklepiku, gdzie można kupić „najtańsze pamiątki z KRLD”. W sprzedaży mieli znaczki, płyty, parę książek, jakieś pocztówki oraz przypinki z koreańską flagą. Zaopatrzyliśmy się w przypinki i przypieliśmy je do piersi, żeby wygladać bardziej „tutejszo”. W Korei istnieje nakaz noszenia przypinek z podobizną przywódców na piersi. Wszyscy Koreańczycy mają je przypięte nad sercem i jest to ściśle przestrzegane. Po znaczku można było też rozpoznać Koreańczyków w pociągu. Po tym można rozpoznać Koreańczyka z Północy. Jako turyści nie mogliśmy sobie sprawić przypinek z Kim Il-Sungiem. Są one zarezerwowane dla obywateli KRLD oraz dla obcokrajowców, którzy wybitnie zasłużyli się na rzecz Korei Północnej.

sinijiu

 

Wciąż mieliśmy jeszcze sporo czasu do odjazdu, więc poszliśmy na piwo do małego baru. Bardziej przypominał niewielką stołówkę. Przyszły kelnerki i pytają o zamówienie. Nie wiem, czego innego mogła się spodziewać po grupie roześmianych i uradowanych turystów z Zachodu. Browar dla każdego za jedynie 50 euro centów! Po chwili dostaliśmy po ogromnym kuflu złocistego schłodzonego piwa i muszę przyznać, że …było rewelacyjne. Chyba nikt z nas nie spodziewał się, że w KRLD produkowane jest tak dobre piwo. Podróżowałem sporo po Wschodniej Azji i, z wielką przykrością, muszę stwierdzić, że azjatyckie piwo jest bardzo słabe. Spośród odwiedzonych przeze mnie krajów najgorsze było w Chinach. W Japonii, Korei Południowej i na Tajwanie jest odrobinę lepiej, ale wciąż ma się to nijak do piwa z Europy. Pierwsze zaskoczenie po przyjeździe do KRLD – piwo jest rewelacyjne. Obiecuję, że przygotuję oddzielny bardzo obszerny artykuł o piwie i piwowarstwie w Korei Północnej. Jest to materiał na dłuższą opowieść.

IMG_2644

Po wizycie w barze, wszyscy w dobrych nastrojach, wrócili do pociągu i ruszyliśmy w całodniową podróż do stolicy. Pociąg na tym odcinku porusza się dość powoli i dlatego podróż  trwa około 7 godzin (o ile pamięć mnie nie myli). Przejazd pociągiem jest moim zdaniem o wiele lepszym wyborem niż lot samolotem, gdyż pozwala zobaczyć koreańskie krajobrazy na prowincji. Coś czego potem się już trakcie wycieczki nie będzie oglądało. Na trasie między Sinijiu a Pyongyangiem nie ma wielu dużych miast. Wzdłuż torów jest sporo niewielkich wiosek, które można było zobaczyć w oddali. Przez większą część podróży  rozpościerały się przed nami piękne zielone pola, niewielki góry i lasy. Nietknięta przyroda jest jedną z głównych atrakcji Korei Północnej. W sierpniu pogoda jest nie najlepsza. Często pada i jest dość mglisto. Z drugiej strony, mgła nadawała temu miejscu jeszcze więcej tajemniczości i niektóre widoki gór oraz pól spowitych mgłą były niezwykle widowiskowe.



IMG_2652

W wagonie restauracyjnym zjedliśmy nasz pierwszy prawdziwy koreański obiad. Było smacznie, tanio i pikantnie za sprawą dużej ilości kimchi. Udało nam się też nawiązać „pierwszy kontakt” z Koreańczykami z północy. W przedziale obok jechało dwóch panów w średnim wieku. Postanowiliśmy do nich zagadać i okazało się, że świetnie mówią po angielsku! Wzięliśmy więc piwo, które jeszcze nam zostało i poczęstowaliśmy naszych nowych towarzyszy podróży. Obaj wracali do KRLD z podróży służbowej do Azji południowej. Byli w pewnym sensie przedstawicielami Korei w towarzystwach przyjaźni w krajach azjatyckich. Innymi słowy, starali się budować przyjazne relacje z innymi państwami. Panowie byli bardzo rozmowni i bardzo się ucieszyli, że postanowiliśmy odwiedzić Koreę. Zadawaliśmy im dziesiątki pytań na temat życia, pracy i edukacji w Korei, na które odpowiadali w najdrobniejszych szczegółach. Nas interesowało przede wszystkim to, jak Koreańczycy postrzegają Zachód, Amerykę, Japonię. Pytaliśmy się po co im bomba atomowa. Najbardziej mnie interesował punkt widzenia Koreańczykow na kwestie polityczne i muszę przyznać, że z ich punktu widzenia pewne sprawy mają sens. My na Zachodzie jesteśmy przyzwyczajeni do patrzenia na świat w określonych barwach i trudno jest nam pojąć, że inne narody lub kultury mogą mieć inne wartości.

IMG_2651

W wielkim skrócie wygląda to następująco. Korea, jako niewielkie państewko, było gnębione, atakowane, okupowane przez sąsiadów przez setki lat. XX wiek przyniósł im uzależnienie od Japonii, a następnie aneksje tego kraju i próby wynarodowienia (podobnie jak u nas w czasie zaborów). Nieliczni się sprzeciwiali i walczyli mimo marnych szans na wygraną. Nadeszła II wojna światowa, w czasie której Koreańczycy wiele wycierpieli z rąk Japończyków. Gdy nadeszła upragniona wolność i Korea została wyzwolona, nagle okazało się, że ich kraj stał się politycznym zakładnikiem między dwoma wielkimi mocarstwami – USA i ZSRR. Kraj podzielono i powstały dwie Koree. W 1950 roku doszło do wojny koreańskiej, która przez trzy lata całkowicie zniszczyła półwysep koreański. Gdy wreszcie podpisano zawieszenie broni, oba kraje byly w ruinie i rozpoczęto odbudowę. Dla Koreańczyków z Północy, po wielu latach niewoli i wojen, najważniejsze było posiadanie własnego państwa, które miało być ich własne i niezależne. To obiecywał im Kim Il-Sung. Przez tyle lat byli prześladowani przez inne narody, że postanowili się od nich odizolować. I w ten sposób KRLD przez dekady było państwem odizolowanym od reszty świata i pozostaje (w pewnym stopniu) takim do dzisiaj. Silna armia i bomba atomowa stanowią dla nich gwarancję, że kraj nie zostanie ponownie podbity i okupowany. Klęski głodu i kiepska sytuacja gospodarcza wynika przede wszystkim z sankcji, które są nakładane na KRLD przez Stany Zjednoczone. Taki jest ich punkt widzenia i pewne z tych punktów jestem nawet w stanie zrozumieć. Koreańczycy mogą mieć inne wartości i ideologie, ale trzeba pamiętać, że nie są głupi ani nie mają wypranych mózgów, jak to się często sugeruje na Zachodzie. Oni doskonale zdają sobie sprawę z tego, jak wygląda życie w innych krajach. Wiedzą, że KRLD jest biedne i ma problemy ekonomiczne. Ale jest to ich kraj, ich dom, o który walczyli tyle lat i dlatego trzeba się starać, żeby był on coraz bogatszy. Wycieczka do KRLD pozwoliła mi choć odrobinę poznać mentalność Koreańczyków i troszkę lepiej zrozumieć ich sytuację.

IMG_2611

Panowie zrobili nam też wykład z ideologi Dżucze, czyli narodowego nurtu myślowego stworzonego przez Kim Il-Sunga. Dżucze to podstawa doktryny samowystarczalności Korei Północnej. Została ona pierwsz raz przedstawiona w 1955 roku podczas przemówienia Kim Il-Sunga  „O wykorzenieniu dogmatyzmu i formalizmu i ustawienia Dżucze w pracy ideologicznej”. W jej centrum jest dążenie do wyeliminowania wszystkiego co jest sprzeczne z historią, tradycja i wartościami mieszkańców Korei. Przede wszystkim kładziony jest nacisk na niezależność w polityce i nie uginanie się pod żądaniami innych państw. W tym celu należy wykorzystać narodowe środki bez pomocy z zewnątrz. W Pyongyangu tuż przy rzece Tumen stoi 170-metrowa wieża Ideologii Dżucze (wjazd na górę dla imperialistów tylko za 5 euro).

IMG_3359

Po długiej (łącznie 24 godzinnej) podróży wreszcie dotarliśmy do stolicy. Od razu po wjechaniu do miasta przed naszymi oczami wyrósł ogromny hotel Ryugyong wkształcie szklanej piramidy. Budowę tego ponad trzystu metrowego wieżowca rozpoczęto w 1987 r. Niestety problemy na budowie oraz brak funduszy wstrzymał pracę na wiele lat. Przez prawie dwie dekady betonowa konstrukcja straszyła swoim wyglądem. Dopiero w 2008 r. egipska firma podjęła się wykończenia konstrukcji i prace ruszyły na nowo. Hotel naprawdę jest ogromny i jego sylwetka góruje nad miastem. Możliwe, że w niedalekiej przyszłości będzie on udostępniony dla turystów.

IMG_3330

 

Na peronie już czekali nasi przewodnicy koreańscy, którzy zabrali nas do podstawionego przed dworcem autokaru. Jak przyjechaliśmy do stolicy, to już był późny wieczór. Mimo to wszyscy byli podekscytowani i nie mogli się doczekać pierwszego dnia zzwiedzania.

W cz.3 poznamy hotel, w którym mieszkają turyści i dlaczego jedno z pięter „nie istnieje”, a następnie udamy się na wycieczkę nocną po wyspie i na zwiedzanie stolicy KRLD!

Dla wszystkich spragnionych większej ilości zdjęć zapraszam do mojej galerii na moim profilu na Google+