Dla odmiany postanowiłem napisać coś o swoich innych podróżach. Nie fascynuję się tylko i wyłącznie Koreą Północną. Uwielbiam podóżować w dalekie i rzadko odwiedzane zakątki. Obecnie mieszkam w Japonii i mam nadzieję, że będę miał okazję zwiedzić kawałek Azji. W pierwszym wpisie z cyklu Pozdro ze świata chciałbym was zabrać w podróż do małego Tybetu, czyli Ladakh w północnych Indiach.
Tekst: Emil Truszkowski Zdjęcia: Aiko Truszkowska
Mały Tybet w Indiach
Zawsze chciałem pojechać do Tybetu. Niestety nie miałem jeszcze okazji. W dodatku podróże do Tybetu związane są z licznymi ograniczeniami nałożonymi przez chińskie władze. Nie da się do Tybetu wjechać bez przepustki (ok, są sposoby i niektórym się udaje) i trzeba dodatkowo wziąć oficjalnego przewodnika. To sporo kosztuje. Tak na marginesie, to przypomina to wręcz wycieczkę do Korei Północnej, gdzie także dostajecie przewodnika i musicie się trzymać programu zwiedzania. Moja żona wpadła na pomysł, żeby pojechać do Indii. Powiem szczerze, że Indie aż tak mnie nie fascynują i nie byłem początkowo zbyt zainteresowany. Dopóki nie zobaczyłem zdjęć z miejsca, do którego mieliśmy pojechać.
Fotki gór przypominających Himalaje i tybetańskich klasztorów na ich szczytach przekonały mnie natychmiast. Lecimy do Ladakh!
Jak dostać się do Leh? Najprościej samolotem z New Delhi. Hardkorowi backpakerzy pewnie jednak wybiorą podróż autobusem lub autostopem. Autobusy jeżdżą z New Delhi i co prawda jest to tańsze rozwiązanie, ale wiąże się nie tylko z pewnymi niewygodami ale i jest dość niebezpieczne. Autobus jedzie ponad 24 godzin i po drodze pokonuje wysokie góry, gdzie drogi nie są w najlepszym stanie. Wypadki autokarów na tej trasie zdarzają się regularnie. Chyba nie muszę dodawać, że upadek autobusu ze stromego klifu kilkaset metrów w dół nie należy do przyjemnych. W zeszłym roku w wypadku autokaru zginęło kilkadziesiąt osób. Poza tym nie mieliśmy z żoną czasu na długa podróż autobusem, więc polecieliśmy samolotem.
Leh – stolica Ladakh
Lot samolotem z New Delhi do stolicy prowincji Ladakh trwa około półtorej godziny, więc na miejscu byliśmy w oka mgnieniu. Z samolotu widać było wyrastające powoli góry siegające tysięcy metrów. Po przylocie na lotnisko zapakowaliśmy się w jeden z czekających na zewnątrz busików i zostaliśmy zabrani do naszego hoteliku. Miejsc do spania w Leh jest pełno, a przekrój cenowy jest bardzo różnorodny. Najtańsze są guest house, gdzie za jakieś 600-1200 rupi można spędzić noc. Śniadanie za jakieś 100-150 rupi. My mieliśmy pokój z łazienką i ciepłą wodą. Hoteli jest kilka i ceny zaczynają się od jakichś 3000-4000 rupi. W czasie wycieczek poza miasto można nocować też w zwykłych domostwach wraz z ich mieszkańcami. Jest bardzo tanio i jest to okazja, żeby poznać nieco lokalne obyczaje i ludzi.
Ze względu na wysokie położenie tego obszaru (około 3500 m.n.p.m) pierwsze dwa lub trzy dni powinno się spędzić na aklimatyzacji. Większość z nas jest nie przystosowana do funkcjonowania w takich warunkach, gdyż jest tu znacznie mniej tlenu niż na nizinach. I czuć to od razu po przylocie. Zaleca się branie głębokich wdechów i powolne poruszanie się w pierwszych dniach. Nagły wysiłek fizyczny może się skończyć chorobą wysokościową, która objawia się zawrotami głowy, nudnościami, brakiem apetytu i masą innych nieprzyjemnych rzeczy. Nie polecam. Przebywając w Ladakh należy mieć ze sobą pod ręką butelkę wody i regularnie się nawadniać. Odwodnienie organizmu na tej wysokości jest bardzo niebezpieczne.
Leh znajduje się w pobliżu jednej z większych rzek Indii, czyli Indusu. Jej źródło znajduje się w Chinach, niedaleko Ladakh. Widać, że miasto się szybko rozwija dzięki turystyce. Wszędzie widać place budowy i stawiane są nowe hotele i guest housy. Powstaje też pełno sklepów i restauracji, które serwują także zagraniczną kuchnię: niemiecką, włoską, francuską, chińską, koreańską i nawet japońską. Na początku nie do końca mi to odpowiadało, bo chciałem jeść wyłącznie lokalne przysmaki. Po paru dniach ciągłego jedzenia curry i suchego ichniejszego chleba, zrozumiałem dlaczego znajdują się tutaj zagraniczne restauracje. Jedzenie w lokalnych restauracjach kosztuje od 100-200 rupi za osobę. W zagranicznych knajpch jakieś dwa razy tyle.
Miasto położone jest w kotlinie otoczonej ze wszystkich stron wysokimi na 4000-5000 metrów górami. Wrażenie jest niesamowite. Nigdy nie widziałem tak wysokich gór i miałem wrażenie, że całkowicie zmieniają one perspektywę krajobrazu. Wobec tak wysokich gór wszystko wydawało się być niezwykle malutkie. Krajobrazy Ladakh to przeplatanka pustyń, bujnej zieleni wokół rzek oraz ośnieżonych szczytów górskich. Spoglądając z góry na doliny widać, że życie i roślinność istnieje praktycznie tylko wokół głównych rzek i strumieni.
Leh jest pełno niewielkich uliczek, w których poukrywane są niewielkie sklepiki. Jest dzielnica muzułmańska, gdzie skupione są „piekarnie” produkujące lokalny chleb.
W czasie naszego pobytu we wrześniu w całym Leh nie było dostępu do internetu. Było to spowodowane katastrofalną powodzią w sąsiednim Kaszmirze. Mi brak internetu jakoś nie przeszkadzał. Przyjemnie było się odciąć na tydzień od Facebooka i innych pochłaniaczy czasu. Co ciekawe, w Leh w ogóle nie padało. Z zasady bardzo rzadko tutaj pada deszcz.
Nikogo tutaj nie dziwi też obecność zwierząt na ulicy. I nie mówię tu o psach, które tylko się wylegują na słońcu. Po całym mieście kręcą się krowy, owce i osiołki. Wszystkie one polują na porozrzucane przez ludzi odpadki lub warzywa ze stoisk.
W położonym na wysokości 3500 m.n.p.m Leh prawie wszystko jest „Highest in the world”.
Główny targ w Leh
Targowisko w Leh to prawdziwa szkoła kapitalizmu. Rozstawione stragany na każdym kroku i pełno sklepów sprzedających przeróżne miejscowe towary. Korwiniści byliby w siódmym niebie 🙂 Ladakh jest bowiem specjalną strefą ekonomiczną i podatki są tu niezwykle niskie. Podatek dochodowy praktycznie nie istnieje. Nikt też nie ściga babć sprzedających warzywa na ulicy. O sanepidzie to nikt tu nie słyszał. Sklepikarze się wzajemnie przekrzykują zapraszając do swoich sklepików z szalami z jedwabiu, kaszmiru i paszminy. Szczególnie dużo tych ostatnich, gdyż paszmina to unikalny lokalny produkt. Szale z paszminy wykonywane są z wełny owiec, które mieszkają wysoko w górach. Powoduje to, że materiał ten jest niezwykle miękki, ciepły i przyjemny w dotyku. Oczywiście oznacza to też jego wysoką cenę. Szale z paszminy kosztowały około 6000-1000 rupii (ponad 300 zł).
W trakcie naszego pobytu na głównym rynku trwał remont i cała ulica była rozkopana. Trzeba było uważać, żeby nie wpaść do żadnej dziury.
W głównej części rynku znajduje się piękny biały meczet. Region Ladakh zamieszkiwany jest przez wiele grup etnicznych, a główne religie to islam oraz buddyzm tybetański. Szczególnie dużo jest tu Tybetańczyków, którzy uciekli z Tybetu w Chinach. Zamieszkali oni w tym regionie i zostali dość ciepło przyjęci przez indyjskie władze. Dalajlama także często odwiedza Ladakh. W tym roku był tu chyba w sierpniu. Na spotkanie z nim zjeżdżają się tysiące ludzi z Indii oraz z całego świata.
Shanti Stupa
Jedną z głównych atrakcji w Leh jest piękna biała pagoda, które usytuowana jest na wzgórzu za miastem. Shanti Stupa powstała całkiem niedawno i jest dziełem japońskich i miejscowych rzemieślników. Została zbudowana w 1991 roku przez japońskiego mnicha Gyomyo Nakamurę w ramach programu „Pokojowa pagoda”.
Zgodnie z buddyjską tradycją, pagody obchodzimy zgodnie z ruchem wskazówek zegara.
Ze szczytu wzgórza można podziwiać przepiękny krajobraz miasta i ośnieżonych gór. Wspinaczka, mimo że nie taka długa, to jednak potrafi być bardzo męcząca, jeśli jeszcze nie będziemy przyzwyczajeni do panujących w Ladakh wysokości.
Wystarczy pojechać kawałek za miasto i trafiamy w sam środek kamienistej pustyni.
Co wziąć ze sobą?
Do Ladakh koniecznie trzeba ze sobą wziąć:
– lekarstwa na chorobę wysokościową. Podobni pomaga Ibuprom
– latarkę, bo często w całym mieście pada zasilanie (prawie jak w Korei 🙂 )
– ciepłe ubrania, bo na tej wysokości temperatura jest znacznie niższa, a noce robią się bardzo chłodne
– można używać popularnych kart płatniczych i wypłaca pieniądze w bankomatach w Leh
– prawo jazdy, jeśli chcecie wypożyczyć motor na przejażdżki poza miasto
– silny filtr przeciwsłoneczny, gdyż słońce mocno pali na tej wysokości
Obecnie Ladakh stał się popularnym kierunkiem dla turystów z Europy Zachodniej i Azji Wschodniej. Jest tu dużo grup Koreańczyków, samotnych japońskich turystów (którzy kompletnie nie znają angielskiego, po tym ich można poznać), wielu Włochów, Niemców i Francuzów. Chińczycy na razie tu nie przyjeżdżają, więc jest jeszcze względny spokój.
W kolejnych wpisach opiszę, co warto zwiedzić wokół Leh i jakie przygody czekają na każdego, kto zechce udać się do małego Tybetu.